piątek, 30 lipca 2010

Powalone drzewo - sam se usuń i napraw nasze szkody

Jakiś czas temu z jednej z moich posesji postanowiliśmy wyciąc około 50 drzew. Zgodnie z prawem wysłaliśmy pismo i w odpowiedzi uzyslakiśmy wiadomość, iż nakazuje się zapłatę około 300 tys. zł rekompensaty lub posadzenie równej ilości młodych drzew. Pisałem wówczas o głupocie naszego prawa, z któego wywnioskować można, iż sadzenie drzew do najgorsza rzecz jaką można sobie wyrządzić. Teraz przyszła kolej na rewanż. Drzewo spoza naszej posesji, rosnące nad ciekiem wodnym należącym do zarządu melioracji i urządzeń wodnych spadło na naszą posesję. Co w takim wypadku przewiduje prawo? Postanowiliśmy znów być w zgodzie z literą prawa i wysłaliśmy zapytanie o pozwolenie na usunięcie powalonego (należącego do zarządu) drzewa z naszej posesji. Niestety nie zaptaliśmy o to, kto pokryje szkody powstałe z powodu nie naszego drzewa.

Pierwszym etapem w sprawie było umówienie się z urzędniczką zarządu. Jak się okazało osoba ta była kompletnie niepoważna. Umówiliśmy się telefonicznie na dzień następny, a gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, iż osoba ta wyjechała na urlop. Jednym słowem zlekceważono nas. Coś takiego jest nie do pomyślenia w normalnej firmie. Jeśli umówiłbym się z klientem i wiedziałbym, że następnego dnia mnie nie będzie, to za coś takiego mógłbym z pewnością otrzymać naganę. Urzędniczce oczywiście ujdzie na sucho.

Tak więc złożyliśmy pismo i czekaliśmy na odpowiedź. Przyszła już i jest nie tyle co zaskakująca, ale po prostu chamska. Jak się okazuje, otrzymaliśmy zgodę na usunięcie należącego do zarządu drzewa z terenu zarządu a także zostaliśmy zobowiązani do naprawy skarpy na cieku wodnym, gdzie rosło drzewo i to (sic!) przy zachowaniu względów BHP. Myślę, że jakby jakiś kabaret zabrał się za rządzenie państwem, to by nie był w stanie wymyślić równie śmiesznych odpowiedzi. To jeszcze nie wszystko. W liście znajduje się takie oto pouczenie: "Zarząd nie będzie ponosił odpowiedzialności za ewentualne szkody i straty powstałe w trakcie usuwania drzew i w jego transporcie."

Reasumując. Na moją posesję spadło państwowe drzewo i dokonało zniszczeń. Państwo nakazało mi więc usunąć drzewo z ich terenu oraz dokonać napraw na ich własności na mój rachunek. Wszelkie szkody i straty na mojej posesji są tylko i wyłącznie moim własnym zmartwieniem, a państwo nie będzie nawet odpowiadać na listy dotyczące w/w sprawy. POLSKA.

wtorek, 21 lipca 2009

Opłaty i kary za usuwanie drzew


Mój ojciec posadził na posesji dokładnie 31 drzew. Według opinii Urzędu drzewa są w dużym zagęszczeniu, w złej kondycji biologicznej, zagrażają ogrodzeniu i żeby być szczerym to prace pielęgnacyjne rozwiązałyby problem. Ja chcę je ściąć, bo to moja posesja, bo tam będzie nowy płot, bo te drzewa jeszcze podrosną metr i zaczną niszczyć trakcję elektryczną no i w końcu, bo są one szpetne.

Decyzją urzędniczą za wycinkę 31 drzew została mi naliczona należność w wysokości niemal 200 tys. zł. :| Dużo, no nie? Płacić nie muszę. Wystarczy, że posadzę tam w zamian co najmniej 31 nowych drzew. :/

Na drugiej mojej posesji mama posadziła 75 krzewów iglastych. Zgodnie z prawem, jeśli za pięć lat będę je chciał ściąć to muszę się o to ubiegać w urzędzie i grozi mi wysoka grzywna. Licząc w podobny sposób jak urząd typuje, że będzie to około 500 tys. zł. W końcu mam prawo do zastąpienia ich co najmniej 75 nowymi. :o

W dupach się przewraca? Absurd? Nie! Polska.

Na deser pozostawiam cennik za taką rozrywkę. Jeśli nie posadzisz na miejsce drzewa innego drzewa, to właśnie obowiązuje cię ten cennik. Mnie naliczono niemal 200 000 zł. Nie wiedziałem, że jestem takim bogatym człowiekiem. Kwota opłat naliczana jest od jednego centymetra obwodu. Więcej na ten temat można przeczytać na tej stronie.

Ja chyba postanowię sprzedać te drzewa na Allegro, bez kitu, po cenie urzędowej.

Na zakończenie jeden wniosek, który mi się nasunął. Nie sadźcie drzew - i wiecznie narzekajcie na brak zieleni wokół!

Idioci

Obserwatorzy